» Horror czyli Kulthulhu » Almanachy » Dworzec Centralny, część pierwsza

Dworzec Centralny, część pierwsza


wersja do druku
Redakcja: - 'Rastif' -
Ilustracje: Parsifal

Dworzec Centralny, część pierwsza
Dworzec Centralny - część pierwsza

Michał Koszycki obserwował dziewczynkę już dobre pół godziny. Ledwo znosił smród uryny, stęchlizny i taniego jedzenia otaczający okolicę niczym ciężki szal, jednak wiedział, że pośpiech niesie za sobą ryzyko .Co prawda, robił podobne rzeczy już wiele razy, ale nigdy nie pozwalał sobie na brak ostrożności. Stał nonszalancko na 3 peronie warszawskiego Dworca Centralnego, paląc jednego papierosa za drugim i spoglądając teatralnie na tablicę przyjazdów i odjazdów. Gdy jednak nabrał pewności, że drobna, na oko 5-6 letnia, szatynka jest sama, zaciągnął się po raz ostatni i rzucił zamaszyście niedopałek na tory. Nawiązał z dzieckiem kontakt wzrokowy i pewnym siebie krokiem ruszył w jego stronę uśmiechając się szeroko. Wiedział doskonale, że jego modnie przystrzyżone blond włosy, przyjemna, szczera twarz i dobre ubranie wzbudzają zaufanie. Ukucnął, aby mieć swą twarz na poziomie twarzy dziecka.

-Cześć maleńka. Zgubiłaś się? Gdzie jest twoja mama? – zapytał z uśmiechem szerokim na pół twarzy. Dziewczynka nie odpowiedziała, podniosła na niego tylko spojrzenie olbrzymich brązowych oczu. Koszycki wyciągnął do niej rękę i, zauważywszy, iż przyciągnął swym zachowaniem uwagę stojącej obok kobiety w brązowym płaszczu, dodał. – Chodź, na górze są panowie policjanci, pójdziesz do nich i przez te wielkie głośniki – tu wskazał na megafony zawieszone na filarach peronu- zawołają Twoją Mamę. Michał wiedział że chwyt ten, stosowany przez niego już kilka razy, uspokoi zarówno dziecko, jak i ewentualnych świadków. Gdy dziewczynka chwyciła jego dłoń uśmiechnął się przyjacielsko i ruszył z nią w stronę schodów, rozmyślając już w pamięci na co wyda 5 tysięcy, jakie powinien dostać za małą.

Dworzec Centralny. Dla każdego mieszkańca stolicy te dwa słowa niosą całą gamę skojarzeń. Zazwyczaj wybitnie negatywnych. Smród, bezdomni, kradzieże, nędzne sklepiki sprzedające wątpliwej jakości towary po horrendalnych cenach, półmrok, wszechobecna szarość i brud – to wszystko mieści się w tym groteskowo-futurystycznym tryumfie architektury postmodernistycznej. Obecnie zaniedbany wręcz do niemożliwości straszy przyjezdnych, zarówno swym wyglądem, jak i bywalcami. Jednak jeszcze nie tak dawno był to jeden z najnowocześniejszych dworców Europy i miejscem, które warszawiacy odwiedzali z przyjemnością...

Historia

Po zniszczeniu podczas drugiej wojny światowej najważniejszego dworca Warszawy – Dworca Głównego – stolica nie posiadała dużej, stałej stacji kolejowej w swym sercu przez prawie ćwierć wieku. W latach 1952-54 istniał dworzec tymczasowy dla pociągów podmiejskich, później - w 1963 zbudowano prowizoryczną Warszawę Śródmieście, zdecydowanie za małą na potrzeby rozwijającego się miasta. Dopiero w 1972 podjęto decyzję o budowie stacji, która będzie godna stolicy socjalistycznego państwa. Powstała wg projektu Arseniusza Romanowicza przy współpracy Piotra Szymaniaka, przy czym w trakcie budowy projekt był wielokrotnie zmieniany, co odbiło się nie tylko na jakości robót, ale także na funkcjonalności dworca. Budowa pochłonęła ogrom pieniędzy, do pracy zwerbowano nawet żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Według anonimowych relacji niektórych robotników, podczas wykopów znaleziono ciekawe przedmioty z czasów przedwojennych oraz wojny. Nigdy nie obwieszczono tego publicznie. Do budowy ściągano schody ruchome z Paryża, drzwi automatyczne ze Szwajcarii, włoskie zegary elektryczne, materiały najlepszej w tych czasach jakości. Budowę przyśpieszono gwałtownie z powodu zapowiedzianej wizyty Leonida Breżniewa, przez co Dworzec, choć nie do końca sprawny, został otwarty w grudniu 1975.

Początkowo dworzec był czysty, jasno oświetlony i przestronny, istna perła monumentalnej i postępowej architektury. Do jego obsługi zatrudniono całe hordy ludzi pilnujących, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Marmurowy dworzec przez całe lata trwał jako świątynia transportu po to, aby wraz ze schyłkiem komunizmu i wyprzedaniem przestrzeni dworcowej prywatnym przedsiębiorcom, stać się świątynią handlu. Kunsztowną fontannę przy skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i ul. Chałubińskiego zlikwidowano, a na jej miejscu postawiono sklep spożywczy. Zwolniono też lwią część pracowników, skazując warszawski Dworzec Centralny na powolna agonię.

Andrzej Lange zszedł powolnym krokiem do podziemi Dworca Centralnego. Była to jedna z dwóch dróg do zajezdni autobusów nocnych. Druga – przebiegnięcie przez ulicę pozbawioną przejścia dla pieszych – była szybsza i wygodniejsza, jednak tym razem odpadała, gdyż tuż obok stał policyjny patrol Andrzej wracał właśnie z pubu i nie miał najmniejszej ochoty na mandat, postanowił więc przejść przez podziemia dworca. Musiał to zrobić szybko, jeśli chciał zdążyć na swój autobus odjeżdżający za kilka minut. Już na schodach minął przeraźliwie otyłego bezdomnego, owiniętego w bury koc i śmierdzącego zepsutym mięsem. Skrzywił się z wyraźnym niesmakiem i zwrócił uwagę na postać leżącą u podnóża zejścia. Była to roztrzęsiona, drobna blondynka leżąca w kałuży własnych wymiocin. Wstrząsana silnymi torsjami dziewczyna wydawała z siebie żałosne jęki. Potem, powtarzając znajomym tę historię, Andrzej sam zastanawiał się, co też go podkusiło, żeby do niej podejść. Podniósł dziewczynę i odchylając głowę spojrzał jej w twarz. Oczy dziewczyny były zamglone, wpatrzone w jakiś punkt za plecami Langego. Jasna sprawa – pomyślał Andrzej – cholerna ćpunka...- Rozmyślania przerwał mu bełkot dziewczyny i niezgrabny ruch ręką. Spojrzawszy w tym kierunku Lange zobaczył, że dziewczyna wpatruje się ze skrajnym przerażeniem w leżącego na schodach, otyłego, bezdomnego. Po chwili przeniosła wzrok na przeciwległą, pustą ścianę i zawodząc wniebogłosy, wyraźnie próbowała mu coś pokazać. Andrzej puścił ją z obrzydzeniem – Co ty, tam do cholery zobaczyłaś, dziewczyno?- przemknęło mu tylko przez głowę. Chwilę później jednak myśl tą wyparło z głowy błogie zadowolenie z faktu, że nigdy nie zdecydował się na wzięcie żadnego odurzającego gówna. Jednak gdy rzucił okiem na zegarek, wszystkie te myśli odpłynęły w dal – cholera, przecież za chwilę ma autobus!

Dziś

Obecnie Dworzec Centralny jest ropiejącym wrzodem w sercu Warszawy. Brudny, zaniedbany, ze słabą obsadą policyjną i jeszcze gorszym, wybiórczym monitoringiem, jest kuriozum dla przybyszów z Europy zachodniej. Przez jego rozbudowane podziemia przewijają się codziennie dziesiątki tysięcy dusz, zarówno przyjezdnych jak i "stałych bywalców". Tymi ostatnimi są głównie bezdomni, uciekająca z domu młodzież i narkomani (choć tych ostatnich jest po początku nowego stulecia mniej, na wskutek wielokrotnych i dobrze zorganizowanych akcji policji- Jednak jeszcze kilka lat temu nie było niczym dziwnym ujrzenie człowieka dającego sobie w żyłę w jednej z bocznych alejek).

Przerażającym przeżyciem dla człowieka wychowanego w sterylnych warunkach klasy średniej może też być spotkanie z niektórymi z żebraków i bezdomnych zamieszkujących dworzec. Nieraz są to osoby prawie nie do odróżnienia od pozostałych przechodniów, innym- straszliwie zdeformowani kalecy, osoby wręcz obłąkane, owinięte zwitkiem śmierdzących szmat, porozumiewające się urywkami zdań i ściskające w brudnych dłoniach stare dziwaczne przedmioty – zabawki, żarówki, zniszczone dziecięce instrumenty muzyczne... Policja i straż miejska walczy z nimi tylko dla zasady i głownie w ciągu dnia. Ci z policjantów, którzy pracują dłużej na terenie dworca, nie próbują już ani wyganiać, ani budzić śpiących tu nocą bezdomnych – nic to nie da, i tak wrócą. Wypisywanie mandatów jest równie bezcelowe, jedynym więc czego tak naprawdę pilnują dworcowi ochroniarze i służby porządkowe to to, aby wspomniani wcześniej nieszczęśnicy nie załatwiali swych potrzeb fizjologicznych na posadzkę dworca. Choć i to nie zawsze się udaje.

Narkomani byli plagą Centralnego jeszcze kilka lat temu. Nawet w godzinach porannych i popołudniowych odurzeni, zataczający się młodzieńcy o obłędnym wzroku nie byli niczym dziwnym na terenie Dworca i parku okalającego Pałac Kultury. Zdarzały się sytuacje gdy zdesperowany, będący na głodzie ćpun terroryzował brudną strzykawką przechodniów, szukając pieniędzy na kolejną działkę. Obecnie narkomani raczej nie pojawiają się tu w ciągu dnia, choć wieczorem i w nocy można znaleźć małe grupki lub pojedynczych osobników przesiadujących w zaułkach i mniej uczęszczanych odnogach podziemi. Nie zmienia to jednak faktu, że sam handel dragami ma się dobrze – nawet kilka razy dziennie w ustalonych miejscach pojawiają się smutni panowie wymieniający pośpiesznie ze zdenerwowanymi klientami białe, papierowe torebki śniadaniowe na gotówkę.

Na dworcu dochodzi też oczywiście do prostytucji. Osoba, która wie, gdzie szukać, trafić może zarówno na żeńskie, jak i męskie prostytutki o dowolnej orientacji, choć jednocześnie bardziej wyspecjalizowanych pracowniczek i pracowników (transwestyci, dominy, itp.) raczej na Dworcu się nie uświadczy. Znalezienie młodzieży gotowej zrobić wszystko za parędziesiąt złotych również nie wymaga długich poszukiwań. Wg badań Policji przynajmniej kilku chłopców w wieku 16-18 lat przyznaje się do trudnienia tym procederem na terenie Dworca. Wystarczy jednak wgłębić się w istotę Dworca nieco głębiej, żeby dowiedzieć się, iż przynajmniej drugie tyle pracujących tak chłopców nie przyznaje się do tego. Odsetek nieletnich dziewcząt trudniących się sprzedażą swego ciała nie jest możliwy do określenia, wiadomo jednak, że jest ich znacznie więcej niż chłopców. Dla przybliżenia skali zjawiska - w 2008 2,7% młodych ludzi przyznała się do uprawiania seksu dla pieniędzy, żeby mieć na wakacje, ciuchy i kosmetyki – jak możemy przeczytać w dzienniku Polska. Młodzież prostytuująca się na Centralnym to głównie uciekinierzy z domów, rzadziej dzieci z rodzin patologicznych zmuszane do oddawania się za pieniądze lub też potomkowie klasy średniej "zarabiający" w ten sposób na modne ciuchy czy sprzęt. Młodzi konkurują ze sobą o względy zamożnych "sponsorów" jednocześnie starając trzymać się razem – szczególnie, gdy ostatnio część z nich zaczęła znikać.

Z pokrętnej budowy, słabej ochrony i szwankującego oświetlenia podziemi dworca korzystają też kieszonkowcy i bandyci – napady na bogatych obcokrajowców są tu prawie że codziennością. Nieraz widuje się tu też skinheadów szukających pretekstu do pobicia przyjezdnych o "niepolskich rysach". Pobicia te mają podłoże czysto ideologiczne i zazwyczaj ofiary kończą w szpitalu, choć z pełnym portfelem. Dworzec mimo, iż leży w samym centrum Warszawy jest miejscem równie bezpiecznym co najciemniejsze zaułki warszawskiej Pragi. Nawet w ciągu dnia, w obecności przepływającego tłumu mają tu miejsce kradzieże, bójki czy podejrzane transakcje.

Jednako cechą charakterystyczną, której nie zapomni nikt, kto choć raz miał styczność z tą budowlą, jest zapach. Przeszywający odór, wgryzający się głęboko w nozdrza i pozostawiający człowieka brudnym, nieczystym, nawet w kilkadziesiąt minut po opuszczeniu dworca.

Pierwsza rzecz, która mi się z nim kojarzy to smród. Okropny smród, który przenika całego Ciebie. Czasami, gdy tam przechodzisz (szczególnie w upalne dni) czujesz jakbyś był przezroczysty, a on się przez Ciebie przetaczał. W zimę aż Ci gorąco od niego. Otula Cię i wchodzi do nosa, ust, wsiąka we włosy, ubranie, czasem mam wręcz wrażenie, że przedostaje się aż do kości...

Przechodzień, zapytany o skojarzenia z Dworcem Centralnym, sonda przeprowadzona na polecenie Biura Architektury i Planowania Przestrzennego Miasta Warszawa, 13 czerwca 2004 roku.

Hala Główna

Główna hala dworcowa wykonana jest ze stali i szkła, a jej nowatorska konstrukcja zyskała sobie uznanie w oczach ówczesnych architektów. Potężny postmodernistyczny dach do dzisiaj zaskakuje swoimi futurystycznymi kształtami i stosunkowo dobrym stanem kontrastując ze zdewastowaną resztą budynku oraz ponurymi peronami. W Hali głównej znajduje się informacja PKP, szereg kas, oraz poczekalnia. Ładne, drewniane ławki i fontanna wywołują wybitny dysonans w zestawieniu z wszechobecnym smrodem Dworca. Zazwyczaj przebywa tu kilku ochroniarzy i policjantów, zaś na ławeczkach niezależnie od pory dnia przebywa gromada "wonnych" bezdomnych.

Perony

Dworzec posiada cztery perony znajdujące się pod ziemią, o długości 300 metrów każdy . Perony są nierównomiernie oświetlone na niebiesko, a miejscami ukryte w mroku. Barwy większości materiałów we wnętrzach nie odbijają światła. Krańce peronów są połączone bezpośrednio siecią wąskich, kiepsko oświetlonych, niemonitoringowanych korytarzy z Dworcem Śródmieście. Jest to miejsce niesamowite. Kroki roznoszą się w tej ciasnej przestrzeni z wręcz ogłuszającym echem. W korytarzach tych rzadko można spotkać żywego ducha, gdyż większość pasażerów nie wie o ich istnieniu i przechodzi "górą", a policja zapuszcza się tu bardzo rzadko. Na samych peronach w ciągu dnia jest niezwykle tłoczno, wieczorem tłok maleje, by w nocy ograniczyć się do dosłownie paru osób. Większość pasażerów trzyma się jaśniejszej części peronu, blisko schodów ruchomych. Niewielu zapuszcza się w kierunku zejścia do tuneli, którymi jeżdżą pociągi, choć można do nich wejść bez problemu.

Peron trzeci

Dla stałych bywalców dworca tajemnicą poliszynela jest fakt, że na tym peronie najczęściej dokonuje się transakcji narkotykowych oraz najłatwiej znaleźć czekającą na "klienta" gimnazjalistkę. Jednocześnie z rzadka pojawiają się tu bezdomni – niepisana umowa, przypieczętowana kilkoma pobiciami, uświadomiła im, że nie są tu mile widziani, bo odstraszają klientów obu powyższych grup. Co ciekawe, możemy zauważyć, że jest tu znacznie mniej kamer niż na pozostałych peronach, zaś służby porządkowe nie pojawiają się tu zbyt często.

Zniknięcia

Wśród młodych prostytutek płci obojga od zawsze zdarzały się sporadyczne zniknięcia. Zazwyczaj sprawa pozostawała nierozwiązana – często zaginiony miał pecha trafić na klienta o wyjątkowo mrocznych żądzach, generalnie jednak prócz powtarzania plotek i legend zniknięć nie podejmowano żadnych działań. W wypadku przyjezdnych i bezdomnych fakt czyjegoś braku był również niemożliwy do stwierdzenia. Jednak ostatnimi czasy zjawisko to zdaje się nasilać. Policja coraz częściej odnotowuje doniesienia o krewnych, którzy informowali o swoim przyjeździe na dworzec, jednak nigdy nie dotarli do podstawionej po nich taksówki. Jeszcze częstsze są zgłoszenia zaginięć dzieci, często w biały dzień, z obstawionego kamerami peronu. Bezdomni, ci biedni pół-ludzie, rzadziej decydują się na noclegi na dworcu, oraz opowiadają niewiarygodne plotki na temat tych, którzy pewnego dnia nie pojawili się już na Centralnym. Dziwki coraz częściej odmawiają co bardziej podejrzanym klientom. Oczywiście – zaginięcia nie są masowe, nie przekraczają one dwóch, trzech osób miesięcznie, zaś ze względu na to, że ich ofiarą padają albo ludzie z marginesu społecznego, albo przyjezdni – wiadomość o nich nie trafia do opinii publicznej.

Kruk...

Najstarszą przyczyną zaginięć na dworcu jest działalność "pracowników" W.S. Były Liktor Gamaliela potrzebuje wciąż nowych ofiar do napędzania swego imperium. Jako, że wielu jego klientów ma dosyć nietypowe zachcianki – śmiertelność wśród „lalek” jest stosunkowo duża. Aby wypełnić braki, których nie można uzupełnić ludźmi ściąganymi ze wschodu oraz dobrowolnymi "lalkami" W.S zatrudnia kilka indywidualnych osób, które mają dostarczać mu żywy towar. Za "lalkę" płaci od kilku do kilkunastu tysięcy złotych (najchętniej kupowane są małe dzieci, młodzież, kalecy i ludzie z różnego rodzaju defektami). Pracownicy trudniący się wyłapywaniem lalek nazywani się "rybakami" lub "krukami" (ze względu na to, że duża część z nich pracuje we wzbudzających zaufanie garniturach). Kruki nie znają się nawzajem, ich jedynym kontaktem jest kierowca, stojący zazwyczaj na niższym szczeblu hierarchii imperium W.S, który zjawia się na telefon w wyznaczonym miejscu by odebrać towar. Metody działania Rybaków są różne – najczęściej polegają na wzbudzeniu zaufania ofiary (dziecka, bezdomnego, przyjezdnego) obietnicą pomocy – postawieniem obiadu czy drinka, podwiezienia, zaprowadzenia do szukanego miejsca- oraz wyglądem. Czasem też po prostu wynajmują dziwki. Kruki zazwyczaj są bardzo ostrożne i inteligentne – wolą wycofać się niż zbytnio ryzykować, starają się działać poza zasięgiem kamer. Swoje ofiary starają się namówić do wejścia do samochodu dobrowolnie („Pojedziemy do Twojego domu, maluchu”; „To ja podrzucę do tego hotelu, samochód stoi tu, obok, na parkingu”, „Tu są Twoje pieniądze, a teraz jedziemy się zabawić w hotelu”...), w krytycznych przypadkach stosując środki odurzające. Do tej pory Policji udało się złapać jedynie kilku Rybaków mimo, że działają od połowy lat dziewięćdziesiątych. Co ciekawe – wszyscy złapani zazwyczaj mniej lub bardziej oficjalnie byli wypuszczani z aresztu w przeciągu doby.

...lis...

Nie chodziło wam kiedyś pod głowie pozbawienie kogoś życia? Nikogo konkretnego, chodzi raczej o chęć zabójstwa dla samego zabójstwa. Nieważne, co skłoniło was do tej myśli - ciekawość, chęć nowych doznań, perspektywa wyzwania dla waszego intelektu i nerwów, a może po prostu zwykła chęć mordu- Dworzec Centralny jest jednym z najlepszych miejsc do szukania ofiar. Większość ludzi wie, że najbezpieczniej zabić zupełnie obcą osobę, gdyż brak jakichkolwiek motywów i powiązań znacznie utrudni odnalezienie mordercy. Jeśli na dodatek osoba ta będzie przedstawicielem marginesu społecznego, szanse na to, że zbrodnia ujdzie sprawcy na sucho gwałtownie wzrasta. Stąd kilka razy w historii Dworca pojawiali się na nim młodzi ludzie z błyskiem w oku, którzy chcieli raz, i tylko raz, zakosztować zabijania. Czasem mieli w kieszeni noże, czasem – zatruty alkohol lub sznur do duszenia. I zazwyczaj odchodzili syci... oraz bezkarni. Jednak jest ktoś, kto rozsmakował się w odbieraniu życia bardziej niż inni. Stał się wręcz legendą, powtarzaną sobie nocami przez dziwki i bezdomnych – w ustach niektórych to młody mężczyzna o ascetycznej twarzy, inni mówią o starszym, grubszym jegomościu. Podobno obiecuje pomoc bezdomnym, zabiera ich z Dworca, a potem już nikt ich nie spotyka, choć inni gorąco zaprzeczają tej wersji, upierając się, że morderca zarzyna swoje ofiary bez zamiany słowa, tu, w zaułkach dworca. Jeśli zapytasz o to starej, doświadczonej dworcowej kurwy, to obwieści piskliwym głosem, że jakiś elegant co kilka miesięcy zabiera kolejną dziewczynę do Marriotta, a rano znajdują tylko jej martwe zwłoki. Ciężko jest tu odróżnić prawdę od legendy miejskiej, nieporozumień czy zwykłych kłamstw. Porachunki dealerów, wypadki czy zwykłe migracje mieszkańców Dworca często są przyczynkiem do kolejnych legend. Opowieści sklepikarzy, bezdomnych, dziwek, patrolujących dworzec policjantów czy babć klozetowych splatają się tworząc kobierzec tak gęsty od trupów, że gdyby wszystkie one miały być prawdziwe – dworzec byłby grobem połowy Warszawy.

Pytasz mnie kto jest zabójcą z Dworca? Nie wiem. Może to doktor Michał daje upust swojej mrocznej żądzy? Może ktoś postanowił „oczyścić” miasto z kalającego je brudu, jakim są dziwki i bezdomni? Może to jeszcze ktoś inny? A może nigdy nie istniał?

... i wilk.

Jest jednak ktoś, co do istnienia którego nie ma tylu wątpliwości. Polska bowiem ostatnimi czasy to kraj rozbitków - a W.S nie jest jedynym byłym archonckim sługą w mieście. Przebywa tu ktoś, czyje imię jest starsze niż sama Warszawa, więcej – było ono już pradawne, gdy barbarzyński Dagome przyjął chrzest i obdarzył swój dziki lud pozorami cywilizacji. Ktoś, kogo czas dawno przeminął i kto dla wielkich tego świata nie ma najmniejszego znaczenia. Tym kimś jest Otrubaal, utworzony przez rządzącego Afryką północną liktora Geburaha w czasach, gdy w Rzymie panowali jeszcze królowie. Wysoki, śniady mężczyzna, o spiłowanych zębach i dodatkowych parach szczęk po wewnętrznej stronie dłoni i na piersiach, miał być budzącym grozę obrońcą marionetek wybranych przez swojego Pana do rządzenia. Przez długie milenia swojego istnienia pełnił różne funkcje – od strażnika, po symbol „boskiej” przychylności dla kolejnych władców. Brał udział w sakralnych orgiach w Kartaginie, i przewinął się przez dwór kilku cesarzy rzymskich. Łatwe do zamaskowania oznaki nieludzkiego pochodzenia nie przeszkadzały mu służyć papieżom, królom i wodzom jako żołnierz, szpieg i kat w całej Azji, Afryce i Europie. Jednak, gdy burze dziejowe, spowodowane przez narodziny narodów ( i de facto – kolejny, poważny symptom budzenia się Ludzkości) w XIX wieku, pozbawiły go protektora, Otrubaal rozpoczął swą pozbawioną celu włóczęgę. Zwiedził wszystkie kraje Europy, korzystając ze swych nieznaczących, z punktu widzenia Archontów czy liktorów, wpływów. Od kilku miesięcy przebywa w Warszawie. Czego chce Otrubaal? Wrócić do Gry, niezależnie po której stronie. Nie chce przyjąć, że teraz światem rządzi się za pomocą innych narzędzi – nie potworów, a telewizji. Niczym obrażone dziecko chce zwrócić na siebie uwagę wielkich tego świata – zaburzając Iluzję. Od ponad stu lat krąży po Starym Kontynencie , mordując na dużą skalę (w sposób sugerujący jednoznacznie, kto jest zabójcą), nauczając ludzi o tkance Rzeczywistości, prowokując katastrofy czy odprawiając rytuały. Działa w sposób absolutnie chaotyczny – przez wiele miesięcy potrafi brutalnie mordować przypadkowe osoby, po czym założyć sektę wyznawców i unikać przemocy przez kolejny rok. Jednak wszystkie jego działania mają służyć jednemu – osłabieniu Iluzji w konkretnym miejscu, co niechybnie spowoduje interwencje liktorów. Otrubaal wierzy, że uda mu się wykorzystać taką okazję do nawiązania kontaktu z jakimś liktorem, jest też przekonany, że ma dostatecznie dużo do zaoferowania, by zostać przyjętym na służbę. Być może jednak grubo się myli...

Co prawda poprzednie interwencje kończyły się zazwyczaj konfrontacją z służbami porządkowymi lub pomniejszymi sługami liktorów i w efekcie – ucieczką z terenu działania, jednak Otrubaal wie, że sam jest zbyt mało znaczącym graczem, by samemu mieć jakąkolwiek szansę na wyrwanie dla siebie jakiegoś ochłapu w chaosie. który powstał po odejściu Demiurga. Obecnie zatrzymał się on w hotelu Marriott, znajdującym się kilkadziesiąt metrów od Dworca. Obwieścił swoje przybycie kilkoma mordami, zazwyczaj dokonywanymi w bezpośrednim sąsiedztwie swojej tymczasowej kwatery, a więc i na terenie dworca. Rany na ciałach ofiar oraz znaki zostawione na miejscach zbrodni spowodowały, że ukryci władcy Warszawy, zlani zimnym potem, zatuszowali sprawy (co bardziej natarczywym rodzinom przekazano wiadomość o zaginięciu i ciągłych poszukiwaniach). Prócz tego Otrubaal zyskał przy pomocy rytuałów kontrolę nad kilkunastoma przypadkowymi osobami, od dworcowych bezdomnych po dyrektorów banków. Kontrola jest przejmowana na krótkie, kilkugodzinne okresy, podczas których stwór rozpowszechnia informacje o Prawdziwej Rzeczywistości, metodami adekwatnymi do kontrolowanej osoby: informatycy zawierają w kodzie źródłowym największych portali słowa zaklęć, graficiarze malują niepokojące obrazy na murach – jak chociażby labirynt wpisany w kształt kuli ziemskiej nad którym wznosi się pusty tron, bezdomni wykrzykują zapomniane, pradawne imiona tych polskich gwiazd i polityków, którzy nie są tym czym się wydają. Dzięki temu połączeniu prymitywnej brutalności i wielopłaszczyznowej manipulacji Otrubaal tworzy chaos. Chaos tak niebezpieczny, że liktorzy, a szczególnie Sługi Binah nie mogą nań pozwolić. A w chwili gdy powoli poruszane są tryby aparatu reakcji, Malkuth, Rebeliantka, zaczyna zwracać uwagę na kogoś, kto może pomóc jej w obudzeniu Ludzkości...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: horror | Kult



Czytaj również

Komentarze


Marcus Poe
    Zaiste
Ocena:
+3
Otworzyłem tekst kilka minut po 8 rano. Nie wiedziałem, czego mógłbym oczekiwać, w końcu Dworzec Centralny to wylęgarnia miejskich legend. Tych ciekawych, zapierających dech, ściskających za jaja. I cóż szanowny autor mógłby jeszcze napisać? Odpowiedź po lekturze nasuwa się sama. Sporo. To kawał gęstej prozy utrzymany w klimacie, jakie uwielbiam. Lokalne legendy mieszające się z faktami. Wszystko na swoim miejscu. Na początku trochę nie pasował mi koniec. Odrywa od klimatów ponurego smrodu Centralnego, prostytutek, narkomanów. W końcu jak się mają czasy legendarne Rzymu do naszej warszawskiej królowej melin? Jednak nie. Myliłem się. Fascynacja Kultem, którą autor we mnie zaszczepia sporadycznie, ale z zadowalającym efektem, otworzyła mi szerzej oczy. Nie samym Cthulhu człowiek żyje. Jeśli Kult to mroczne, paskudne, demoniczne wizje i omamy, ten tekst jest kawałkiem naprawdę dobrego psychotropa. Czekam na kolejne części.
16-03-2009 20:31
gwylliam
    świetny tekst!
Ocena:
+2
Przysiadłem do przeglądania Poltera i wsiąkłem w ten tekst na długi kawał czasu. Czekam na kontynuację.
17-03-2009 17:12
Kelem
    super
Ocena:
+1
Bardzo dobry tekst. Jak zacząłem czytać to nie mogłem się oderwać. Też z niecierpliwieniem czekam na kontynuacje.
20-03-2009 06:27
neishin
    dobry
Ocena:
0
naprawdę zacny tekst, przechodzę do 2 części:D
20-03-2009 12:18
Parsifal
   
Ocena:
0
Kelem - druga cześć już jest, trzecia znajdzie się niebawem na polterze (do poniedziałku, jak sądzę). Pięknie dziękuję za komplementy.
20-03-2009 22:56
Brilchan
    świetny tekst
Ocena:
0
Genialny pomysł żeby łączyć prawdziwe dane z wytworami fantazji i pomysłami fabularnymi szczególnie dziękuje za przytoczenie historii budowy dworca o której nie miałem zielonego pojęcia
28-03-2009 16:39
~wntaternik

Użytkownik niezarejestrowany
Ocena:
0
autor wyraźnie nigdy na dworcu centralnym nie był, chodzę tamtędy codziennie, o różnych porach czasami nawet i nocnych.Nigdy nie miałem choćby najmniej niebezpiecznej sytuacji.Dobrze znam dworzec, ponieważ jestem fotografem i ciekawi mnie jego industrialny charakter.Zamierzam w niedługim czasie zbadać podziemia i tunel średnicowy nocą.
11-09-2009 17:42
Parsifal
    Karły widzą słonie!
Ocena:
+1
Autor na centralnym bywam przynajmniej kilka razy w tygodniu i zna go bardzo dobrze. Sam artykuł jest oparty na mieszance ogólnodostępnych danych (artykuły o dziecięcej prostytucji, życiu kloszardów oraz okazjonalnych przestępstwach na centralnym) i konfabulacji w klimacie legend miejskich i mistyki.

I sam miałem na centralnym kilka nieprzyjemnych sytuacji - od zaczepek do propozycji seksualnych, choć prawie wszystkie po porach późnonocnych lub nad ranem. Widać zależy od szczęścia.

Pozdrawiam
19-09-2009 20:59
~Kreo

Użytkownik niezarejestrowany
    ...wilk?
Ocena:
0
Robilo pewne wrazenie balansujac na skraju mitu i prawdy. Dopiero ta wstawka o wilku spowodowala, ze czar prysl. Przedobrzyliscie, drodzy panowie.
19-11-2009 02:26
~Koma

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zgadzam się z komentarzem wyżej. A co do niebezpiecznych sytuacji na Centralnym... Ostatnio zdarzyło mi się spędzić tam pół nocy, w trakcie czego niechcący przysnęłam w HG. Nie okradziono mnie, nie zgwałcono, nie porwano i - jak widać - nie zamordowano. Tam naprawdę jest lepiej niż jakieś 10 lat temu...
01-02-2010 20:38
Parsifal
    Dziękuję
Ocena:
0
Dziękuję za uwagi, może faktycznie przesadziłem, chociaż moim głównym założeniem było jak najsilniejsze zakorzenienie tekstu w realiach "Kultu". Może zapoznanie się z systemem, któremu dedykowany był tekst zmniejszyłoby dysonans.

Aczkolwiek, przy kolejnych tekstach uwzględnię uwagi.
09-02-2010 13:43
~Wioleta

Użytkownik niezarejestrowany
    Dziękuję za ten artykuł
Ocena:
0
Wspaniały tekst czytam go do samego końca pomimo zmęczenia . Jesteś bardo mądry .Pozdrawiam
09-11-2010 01:07
~Wioleta

Użytkownik niezarejestrowany
    DWORZEC CENTRALNY
Ocena:
0
TAKICH LUDZI POTRZEBUJEMY POZDRAWIAM WIOLETA
26-11-2010 02:40
~michalek

Użytkownik niezarejestrowany
    hii
Ocena:
0
naprawde bardzo dobrze napisane fazy, przeczytalem wszystkie 3 czesci 2x naprawde spoko robota!! :))
31-01-2011 21:54
~ewka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
robota może i spoko ale prawdy w tym tyle co kot napłakał!! Owszem brudu tam nie brakuje, ćpunów i innego elementu ale reszta to przesadzony mocno kicz słowny!!
18-02-2013 20:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.